Isfahan, czyli perski Kraków

Isfahan, Iran

Dla nas to miasto było odzwierciedleniem polskiego Krakowa. Bardzo klimatyczne i przyjemne do zwiedzania. Oferuje wiele atrakcji. Choć w każdym miejscu na naszej intensywnej trasie spędzaliśmy jeden dzień, w mieście Isfahan zatrzymaliśmy się na dwie noce.

Ten post stanowi kontynuację serii o Iranie, w której uchyliliśmy Wam część pięknej architektury tego kraju oraz ich niesamowitych gospodarzy. W tym artykule wciąż prowadzimy naszą podróż po perskiej ziemi, a jej architektura i gościnność będą nieodłącznym elementem tej przygody. Zapraszamy Was do miasta Isfahan. Cała nasza trasa została przedstawiona na powyższej mapie, a każde z miast opatrzone miejscami wartymi odwiedzin.

Isfahan – dojazd  i zakwaterowanie

Gdy dotarliśmy tu wieczorem po około 4 godzinach jazdy z Kashanu (135.000 IRR za osobę), na dworcu czekał na nas Shayan. Ten Isfahańczyk jest zakochany w Polsce i każdemu jej mieszkańcowi ochoczo oferuje wspólne zwiedzanie. Interesuje się naszą kulturą i historią, uwielbia Polaków i chętnie spędza z nimi czas w ramach couchsurfingu. Wiecie, że potrafi zaśpiewać z pamięci nasz hymn? To bardzo miłe, że gdzieś na krańcu świata ktoś tak żywo interesuje się naszym krajem. Łapiąc Snappa (tutejszy Uber), udaliśmy się do hostelu Amir Kabir Hostel (25 Euro za dwuosobowy pokój ze śniadaniem).

Isfahan – zwiedzanie

Most Trzydziestu Trzech Łuków

Po pozostawieniu bagaży w pokoju podjechaliśmy z Shayanem do centrum, skąd spacerem przeszliśmy do Mostu Trzydziestu Trzech Łuków na rzece Zajande Rud. Wyświetlano tam pokaz świateł i muzyki z okazji Nowruz. Co ciekawe, rzeka Zajande Rud wiosną i latem jest całkowicie wyschnięta i dlatego cały tłum mógł obserwować widowisko z jej koryta.

Katedra Świętego Zbawiciela

Kolejnego dnia rano również byliśmy umówieni na wspólne zwiedzanie miasta z Shayanem. Przyjechał po nas do hostelu swoim autem, ułatwiając tym całą logistykę dnia. Wspólnie zwiedziliśmy chrześcijańską Katedrę Świętego Zbawiciela, która może poszczycić się pięknym wnętrzem i zdobieniami. Naprzeciw katedry znajduje się niewielkie ormiańskie muzeum upamiętniające ludobójstwo dokonane przez Imperium Osmańskie podczas I Wojny Światowej (w latach 1915-1917). To drugie najlepiej udokumentowane, po Holocauście, ludobójstwo.

Ormiański cmentarz

Dzięki pomocy Shayana zdobyliśmy bileciki na ormiański cmentarz (wstęp na cmentarz dla osób spoza Iranu jest biletowany!). Na tym cmentarzu znajduje się fragment upamiętniający śmierć polskich uchodźców uciekających w czasie II Wojny Światowej z łagrów sowieckich. Dużo większa część polskich nagrobków znajduje się w Teheranie, o czym wspominałam w części I relacji w akapicie poświęconym stolicy.

Żyć w Iranie, to znaczy znosić wiele zakazów

Przed podróżą do Iranu odezwał się do nas na couchsurfingu chłopak, prosząc o zamówienie książki "12 rules for life" i dostarczenie jej do Iranu.
Mieszkańcy są ograniczani w wielu aspektach. Również dotyczy to dostępu do literatury. Amazon w większości nie realizuje dostaw do Iranu. Zdołaliśmy zamówić i odebrać książkę przed naszym wylotem. Właśnie przy bramie ormiańskiego cmentarza doszło do tej wymiany. Dzięki pomocy Shayana umówiliśmy się ze znajomym chłopaka z couchsurfingu. Przekazaliśmy mu książkę i w zamian otrzymaliśmy zwrot poniesionych kosztów.
Dobrze sobie pomagać!

Facebook, Tweeter, Couchsurfing, Telegram, Youtube - zakazane w Iranie!

W temacie zakazów nie można by nie wspomnieć o nałożonych blokadach na korzystanie z portali, które umożliwiają kontakt z resztą świata. Jednak wszyscy, których spotkaliśmy w trakcie naszej tygodniowej podróży po Iranie, korzystali z tych form kontaktu w mediach społecznościowych. Wprowadzane zakazy omijali stosowaniem VPNów, których my również musieliśmy używać na terenie Iranu.
Mateusz uwiecznił przekazanie książki. Bardzo się cieszyliśmy, że zdołaliśmy pomóc w dostępie do konkretnej literatury mieszkańcowi Iranu. Choć czasem może nam się to wydawać trudne do zrozumienia, w Iranie ludzie mają ograniczone wybory, nawet wobec czytanych tekstów.

Plac Imama w Isfahanie

W końcu udaliśmy się na główny punkt wycieczki, czyli plac Imama (zwany też placem Naqsh-E Jahan) wpisany wraz z otaczającymi go budowlami na listę UNESCO. Ten plac to jeden z największych powierzchniowo rynków na świecie. Jest dwa razy większy od Rynku Głównego w Krakowie. Południową stronę placu zajmuje meczet Imama, po zachodniej pałac Ali Kapu, po wschodniej meczet Szejka Lotfollaha, a część północna otwiera się na Wielki Bazar ciągnący się na kilka kilometrów.

Meczet Masjid Sah

My zdecydowaliśmy się wejść tylko do meczetu Masjid Sah (meczetu Imama) ze względu na wysokie ceny biletów (wejście do tego meczetu kosztowało 215.000 IRL od osoby). Wybraliśmy ten meczet, ponieważ znajduje się w nim miejsce, w którym bardzo dobrze roznosi się głos. Jeśli nikt nie zakłóca ciszy i zaśpiewasz coś lub powiesz w wyznaczonym miejscu, Twój głos będzie odbijać się przez chwilę od ścian meczetu.

Bazar w Isfahanie

Przeszliśmy się bazarem, wstępując do sklepu z perskimi dywanami. Tam wypiliśmy herbatkę i choć namawiano nas na zakup dywanu (momentami czuliśmy się jak w Indiach, słysząc o best quality), podziękowaliśmy. Fakt, niektóre były bardzo ładne, ale cena już taka ładna nie była (najmniejszy dywanik i tak kosztował ponad 100 zł, a najdroższe nawet kilkadziesiąt tysięcy!).

Ciekawostką w Iranie są pozostałości po tradycji religijnej, która dotyczy oznaczania kołatek do drzwi, osobno dla kobiet i mężczyzn. Inny dźwięk wydobywa się, gdy uderzamy gałką przeznaczoną dla kobiet, a inny, gdy użyjemy tej dla mężczyzn. Dzięki temu zabiegowi kobieta wiedziała, że musi zakryć się chustą, aby wpuścić mężczyznę.

Wieczorem wróciliśmy na Plac Imama, pokonując prawie 3 km odcinek bazaru od Małego Placu, na którym znajduje się największy powierzchniowo meczet w Iranie, Meczet Jameh (zwany Wielkim Meczetem z powodu swoich 2 ha powierzchni). Po wspólnym obiedzie (oryginalny irański kebab, nie mylić z doner kebab) pożegnaliśmy się z Shayanem i udaliśmy się do hostelu odebrać nasze bagaże.

Na tę jedną noc złapaliśmy nocleg w ramach couchsurfingu (płatny 6 euro ze śniadaniem za dwie osoby) i dostaliśmy całe mieszkanie do swojej dyspozycji. Rodzina, która nam je wynajęła, mieszkała dwa piętra wyżej.

Alkohol w Iranie - ZAPOMNIJ (tzn. OFICJALNIE)
Po wspólnym śniadaniu z rodziną, która udostępniła nam mieszkanie, zostawiliśmy Masoudowi cukierki z Polski. Niektóre z nich były nadziewane alkoholem i właśnie na ich widok nasz host ucieszył się najbardziej. Prędko schował je do kieszeni, tak, aby rodzice nie zauważyli nielegalnych słodyczy.
Bardziej pobożni Persowie przestrzegają wszystkich zasad swojej religii i wymagają tego również od dzieci. Nie każdy muzułmanin jest jednak głęboko wierzący, tak jak nie każdy chrześcijanin taki jest. W szczególności dotyczy to młodszego pokolenia, które chętniej odchodzi od tradycji. W Shiraz nocowaliśmy u hosta, który miał w domu produkcję wina i wódki. Celowo użyłam słowa "produkcja", bo tą ilością można by zadowolić niejedną domówkę!

Jeśli podobał Wam się ten artykuł i chcielibyście dać wyraz docenienia naszej pracy, prosimy o udostępnienie i polubienie naszego profilu w mediach społecznościowych! 

Powiązane

Nowa Zelandia – koszty podróży

Ciasto na pizzę neapolitańską (jeszcze lepsze)

Pętla Ha Giang – TOP atrakcja Wietnamu

2 komentarze

Host??? 5 września 2019 - 01:27

Co to znaczy po polsku „host”?! Kojarzę takie słowo w języku angielskim ale po polsku?! Czyżby chodziło o gospodarza?

Mateusz 11 września 2019 - 18:40

Dokładnie tak jak mówisz. Jest to zapożyczenie z języka angielskiego i chodzi o gospodarza. Czasem się nam takie wkradają 😉

Dodaj komentarz