W drugiej połowie września 2017 wyruszamy naszym już pełnoletnim fordem w dwutygodniową wyprawę po Bałkanach. Chorwacja to kraj, od którego rozpoczęliśmy zwiedzanie tego regionu Europy. Niektórzy dziwili się, mówiąc: „A jak coś się stanie z autem? Nie boicie się?”. Na takie okoliczności wykupiliśmy dodatkowe ubezpieczenie obejmujące potrzebne akcje ratunkowe na zwiedzanych przez nas obszarach. Wcześniej przygotowaliśmy auto na tyle, na ile mogliśmy to zrobić. Ford odwiedził trzech różnych mechaników. Naprawiono wiele, w zasadzie cały tył auta. Przód był wymieniany trzy lata wcześniej. Pełni wiary, że przygotowaliśmy się odpowiedzialnie do wyjazdu, rankiem w połowie września wyjechaliśmy w stronę Węgier.
Trasa
Węgry – pierwszy przystanek
Pierwszy przystanek zaplanowaliśmy w winniczej stolicy Węgier, w Egerze. Tutaj oprócz degustacji win w Dolinie Pięknej Pani i zakupu kilku butelek paulińskiego mszalnego, przed zmrokiem zaczęliśmy szukać miejsca na rozbicie namiotu. Czytaliśmy wcześniej, że właściwe miejsce powinno znajdować się z dala od zabudowy, bowiem bać powinniśmy się ludzi, nie zwierząt. Znaleźliśmy miejsce idealne. Kawałek pustej przestrzeni na polu z winnicami.
Pierwsza noc i już nauczka!
W nocy mocno padało, krople deszczu głośno odbijały się od dachu namiotu. Ta noc zdecydowanie nie należała do najlepszych. Często się budziliśmy, a nad ranem przywitała nas lekka mżawka. Zdecydowaliśmy się szybko stąd spadać i śniadanie zjeść gdzieś po drodze. Tego dnia zaliczyliśmy pierwszą lekcję spania na dziko :). Mondeo nie mogło ruszyć spod wilgotnej ziemi, która stawała się błotem. Koła ani drgały pod usilnymi próbami ruszania. Próbowaliśmy różnych sposobów. Ja ruszałam, Mateusz pchał forda. Nic z tego. Droga, którą tu przyjechaliśmy również odpadała, bo wymagała wtoczenia się na lekkie wzniesienie. Mateusz usilnie szukał innego wyjścia do jezdni, w dół winnic, tak aby auto toczyło się bardziej z górki, niż pod nią. Rzędy winnic miały szerokość mondeo, idealnie! Przejechaliśmy jednym rzędem, potem z górki, skręt w prawo w stronę jezdni, ostatnia prosta i jesteśmy!
Morał z tego taki, aby przed nocą na dziko pamiętać o sprawdzeniu pogody!
Na stacji benzynowej kupiliśmy winiętę obowiązującą na terenie Węgier przez miesiąc czasu (koszt ok. 60 zł).
Senj – pierwszy przystanek w Chorwacji
Do Chorwacji dojechaliśmy wieczorem i pierwszy nocleg spędziliśmy w miejscowości Senj, dość popularnej na nocleg w drodze do Zadaru. Doba w pokoju Guesthouse Martina kosztowała nas 26 euro. Każdy nocleg rezerwowaliśmy na bieżąco, korzystając z booking.com. Nie zawsze spaliśmy w namiocie. Luksus w postaci stacjonarnego prysznica był dla nas dość cenny. Mieliśmy ze sobą prysznic turystyczny i na polu z winnicami pierwszy raz go wykorzystaliśmy, jednak aby takie mycie było przyjemne, potrzebne jest słońce do zagrzania wody. Dbaliśmy o to, aby mieć w aucie zapas wody, m.in. do mycia siebie i naczyń. W hostelach uzupełnialiśmy braki i mocno zapakowani realizowaliśmy nasz plan zwiedzania. Mijając autostopowiczów, nie zdecydowaliśmy się żadnego przygarnąć ze względu na trudność w wygospodarowaniu miejsca. Z Senj do Zadaru można dojechać dwiema drogami, szybszą wiodącą przez autostradę lub dłuższą, lecz bardziej atrakcyjną, wzdłuż morza. Oczywiście wybraliśmy drogę wzdłuż Adriatyku.
Zadar
W Zadarze spędziliśmy krótkie popołudnie, zjedliśmy lody i spacerowaliśmy. Siedzieliśmy, słuchając koncertu fal w wykonaniu morskich organów. Staraliśmy się również „zaliczać” polecane w przewodniku punkty. Weszliśmy m.in. do kościoła św. Anastazji zgodnie z poleceniem Lonely Planet. Pogoda tutaj jeszcze nam dopisywała.
Park Narodowy Krka
Kolejne dni w Chorwacji były bardziej deszczowe. Późnym popołudniem zatrzymaliśmy się w Parku Narodowym Krka (koszt za 2 os. ponad 100 zł, przy czym jeden bilet był studencki), zaledwie 1,5 godziny przed jego zamknięciem. Z Parku Narodowego Jezior Plitwickich zrezygnowaliśmy ze względu na niedogodną pogodę, chcieliśmy więc zobaczyć chociaż ten, po drodze do Trogiru. To była świetna decyzja. Park jest bardzo ładny. W wyznaczonym do tego miejscu można popluskać się w otoczeniu wodospadów.
Trogir
Późną porą dojechaliśmy do Trogiru na nocleg w Villa TOP TROGIR. Kupiliśmy noc w bardzo korzystnej cenie (30 euro) jak na wyższy standard tego miejsca i piękne widoki na cały Trogir z tarasu. Rano zwiedziliśmy miasto i nie tracąc czasu, pojechaliśmy do Splitu. Architektura Chorwacji, niezwykle do siebie zbliżona nad Adriatykiem, bardzo nam się podobała. W wąskich, wybitych kamieniami uliczkach można się zatracić.
Tuż przed Makarską zatrzymaliśmy się na obiad. Leczo, zrobione jeszcze przez nas w Krakowie, smakowało wybornie. Bez wątpienia miał na to wpływ widok z naszej mobilnej restauracji!
Mostar – nieplanowany skok do Bośni i Hercegowiny
W tej formie podróży można sobie pozwolić na wiele spontaniczności. Bo co Cię tak naprawdę hamuje? Noclegi były rezerwowane na bieżąco, najczęściej tego samego dnia. Na wypadek nieznalezienia niczego właściwego, do dyspozycji był namiot. Myśląc, że jedziemy do Dubrownika, zmieniliśmy plan, widząc na trasie tablicę z informacją o odległości do Mostaru w Bośni i Hercegowinie. Tego wieczora jedliśmy kolację na bośniackim terytorium i podziwialiśmy stary most, zarówno przed zachodem jak i po zmroku.
Po 22:00 przyjechaliśmy na nocleg do Trebinje, miasteczka na terytorium Bośni i Hercegowiny, jednak w niedużej odległości od Dubrownika (45 min samochodem). Kawałek trasy z Mostaru do Trebinje pokonaliśmy w ulewnym deszczu, z niemalże zerową widocznością. Właściciel hotelu w Senji wspominał nam, że tegoroczny wrzesień nie okazał się być najlepszą porą na urlop w Chorwacji. W ubiegłych latach bywało znacznie pogodniej. No cóż, na warunki atmosferyczne wpływu nie mamy żadnego!
Pokój w samym Dubrowniku kosztowałby nas min. 50 euro, w Trebinje w Apartments and Rooms Minex zapłaciliśmy 12,60 euro. Choć łazienka była jedna na trzy pokoje, oprócz nas nikogo nie było, więc można uznać, że mieliśmy pokój z łazienką. Kolejnego dnia zwiedzanie rozpoczęliśmy od Dubrownika.
Dubrownik
Ta perła Adriatyku to jednocześnie najdroższe z miejsc zwiedzanych w Chorwacji. Sam parking przy centrum kosztuje za godzinę 40-60 zł, w zależności od strefy. Do tej pory udawało nam się parkować za darmo (oprócz 2 euro wydanego na parking w Mostarze). Tym razem również szczęście nam dopisało i w odległości 15 minut spacerem od centrum, znaleźliśmy miejsce na postój dla naszego forda. W Dubrowniku, mimo średniawej pogody, turystów nie brakowało. Mnóstwo autokarów wycieczkowych z różnych państw, wszechobecność Polaków i wielu naganiaczy wycieczkowych oferujących m.in. Game of Thrones Tour. Poniżej John Snow, przy wejściu do jednego ze sklepów oraz wycieczka śladami GoT (na zdjęciu scena z Cersei’s walk of shame).
A poniżej zestawienie King’s Landing z GoT oraz wykonanego przez nas zdjęcia w Dubrowniku.
Przed wjazdem do miasta można nieco zboczyć, by zobaczyć Dubrownik z góry. Z centrum miasta organizowane są wjazdy kolejką na górę Srd, 412 m n. p. m, jednak to też jest droższa rozrywka (koszt w dwie strony to 140 kn, ~ 80zł). My wjechaliśmy naszym mondeo na górę, droga nie jest łatwa, ponieważ jest bardzo wąska i dwa auta nie mają szansy się zmieścić, trzeba często szukać możliwości ustąpienia nadjeżdżającemu z naprzeciwka autu czy busowi. Mimo piękna Dubrownika, nie zapamiętamy go najlepiej. Aby zwiedzić mury miasta, należałoby zapłacić kosmiczne kwoty jak na taką rozrywkę (ok. 90 zł za osobę za zwiedzanie murów obronnych, w cenie biletu można zwiedzić twierdzę Lovrjenac znajdującą się poza murami). Odpuściliśmy sobie ten punkt i cieszyliśmy oczy atrakcjami „for free”.
W Chorwacji spędziliśmy intensywne 4 dni. Dalej kierujemy się do Czarnogóry, by jej południem wjechać do Albanii.
2 komentarze
Oh este contenido no lo has incluido en instagram 😉
[…] i nie raz zachwycaliśmy się pięknymi krajobrazami. Po wyjeździe z Chorwacji kierowaliśmy się do Perastu, czyli malowniczego miasta nad Zatoką Kotorską. To […]