Tygodniowy pobyt w Radżastanie był bardzo męczący, dlatego chcieliśmy nagrodzić się błogim wypoczynkiem na rajskich plażach. W tym celu wyruszyliśmy do Delhi, by stamtąd samolotem udać się właśnie na Goa. W Delhi nocujemy w Dhawan Guest House a to, co dostajemy kolejnego dnia na śniadanie to skandal! Dwie kromki suchego, wyciągniętego wprost z opakowania chleba tostowego. Nie pofatygowano się nawet użyć tostera, nie mówiąc już o jakichkolwiek dodatkach. Oburzeni zwróciliśmy uwagę personelowi. Przyniesiono nam jajko sadzone do chleba. Zawsze coś!
Tydzień oczekiwania na lot powrotny
Na lotnisko mamy zaledwie 3 km i dojeżdżamy tam taksówką (175 INR, ~ 9 zł). Po wylądowaniu na lotnisku na Goa (za lot Delhi – Goa zapłaciliśmy za osobę 4988 INR, ~ 262 zł), miny nam rzedną. To nie będzie rajski tydzień wypoczynku. To będzie tydzień oczekiwania na lot powrotny. Niestety. Rozpoczął się monsun i na to nie mieliśmy żadnego wpływu, a ponieważ byliśmy dość spłukani, nie mogliśmy szukać alternatyw. Wzięliśmy taxi z lotniska do Calangute, która kosztowała nas za parę 450 INR (~ 24 zł). Dojechawszy na miejsce, szukaliśmy noclegu, pukając do hosteli. W końcu znaleźliśmy zadowalającą nas finansowo opcję, tuż przy oceanie. Mowa o Antonio’s Guest House, gdzie doba kosztowała nas 480 INR (~ 25 zł). Na Goa spędziliśmy 6 dni.
Przez cały ten czas siedzieliśmy w pokoju w hostelu. Czytaliśmy książki, a jedyne wyjścia na miasto ograniczyliśmy do jedzenia lub kąpieli we wzburzonym Morzu Arabskim (ja się nie skusiłam, reszta owszem!).
Goa – ciekawostki
Zaintrygowała nas tutejsza forma podawania cen w restauracjach. Nie dość, że napiwek był obowiązkowo doliczany do kwoty na paragonie, to ceny podane w karcie były cenami…UWAGA…netto!
Jako, że Goa są dawną kolonią portugalską, można zauważyć tu europejskie wpływy. Jeśli ktoś ma duchową potrzebę, może udać się do chrześcijańskiego kościoła. W restauracjach znajdziemy bliższe naszym potrawom dania. Lokale takie jak Pizza Hut, McDonald’s czy KFC są również łatwe do zlokalizowania. Odkryciem podczas tego czasu był burger z KFC, który zamiast wołowiny miał ziemniaka!
Po tym spokojnym, lecz deszczowym czasie spędzonym na Goa wracamy autobusem do Bombaju.
Powrót do Bombaju
Na zdjęciu poniżej bardzo atrakcyjny dworzec kolejowy! W 2004 roku ta perełka architektoniczna Bombaju została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Dzięki uprzejmości personelu hostelowego, gdzie zatrzymaliśmy się w pierwszych dniach pobytu (Travellers Inn), mogliśmy skorzystać z prysznica przed długą podróżą do Polski. W Bombaju, jak wspomniałam w poprzednim poście, wyegzekwowaliśmy zwrot pieniędzy za oszustwo związane ze sprzedażą karty SIM. Pozostały czas wykorzystaliśmy na spacer po mieście, odwiedzając m.in. bramę Indii. Kupiliśmy również pocztówki i wysłaliśmy je do Polski.
Na lotnisku byliśmy sporo czasu przed lotem, więc korzystając z okazji, zbieraliśmy siły na powrót!
Z Bombaju do Europy…
Z Bombaju lecimy najpierw do Paryża i tam mamy ok. 10 godzin przerwy do kolejnego lotu. Decydujemy się pojechać do centrum i tym razem zwiedzamy miasto za dnia. Dzięki tej decyzji nasze pierwsze złe wrażenie zostało umniejszone. Paryż jest bardzo atrakcyjnym miastem (za dnia!).
1 komentarz
[…] chleba tostowego i jajko sadzone. Co za szczęście, że dołożyli jajko. W Indiach bywały śniadania w postaci dwóch kromek pieczywa tostowego (wyciągnięte z opakowania, rzucone na talerz – nietostowane!). Sama Jakarta, stolica […]